2018-04-20

Czas na Islandię

Nie ma nic bardziej frustrującego jak czekanie, czekanie na przygotowania, same przygotowywanie czy te ostatnie godziny tuż przed. Masa czasu, którą można byłoby spożytkować zupełnie na coś innego, gdyby nie fakt, że choćby dla samej przyzwoitości, warto byłoby się jednak przygotować.

Czym jeżdżę więcej, tym moje wyjazdy stają się jakoś mniej doszczegółowione. Nie jestem typem podróżnika, który daje się ponieść. Typem kompletnie oderwanego od planowania człowiekiem, który to gdzie i jak spędzi najbliższą noc będzie zawdzięczać jedynie urokowi pobliskiego nieba i wielkości trawnika, na którym będzie mógł rozłożyć swój namiot.

Wolę stabilizację. I choć moja droga każdego dnia nie wygląda nigdy właściwie tak jak sobię ją zaplanowałem, to wiem gdzie zasnę i gdzie obudzę się następnego dnia. Nie mam czasu na tracenie dnia na szukanie miejsca noclegu. Chce wiedzieć gdzie muszę dotrzeć. To zatem taki połowiczny naturalizm podróżniczy.

Podyskutujmy...

Czekam na wasze opinie i sugestie. Podziel się nimi ze mną. Nie wstydź się.